Warunkowe rodzicielstwo – nagrody i kary
Agnieszka Stein
Wychowanie dzieci podlega pewnym modom. Są takie „techniki wychowawcze”, które szczególnie często polecają sobie nawzajem zaniepokojeni rodzice. Napiszę o dwóch takich modnych metodach. O jednej karze i jednej nagrodzie.
Zacznę od kary. W najszerszym znaczeniu kara ta znana jest jako time-out, w Polsce rozpropagowana została ostatnio pod postacią karnego jeżyka. Na czym to polega? Za pewne swoje, nieakceptowane przez nas zachowania dziecko zostaje posadzone na specjalnej poduszce (specjalnym krzesełku) i musi tam spędzić określoną ilość czasu. I warto oczywiście, żeby okazało skruchę.
Jeśli komuś się to kojarzy ze starym, tradycyjnym staniem w kącie albo wychodzeniem za drzwi, to są to skojarzenia jak najbardziej prawidłowe. Wszystkie te sposoby opierają się na jednej zasadzie: wiemy, jak trudnym doświadczeniem jest dla dziecka izolacja od rodzica i jego akceptacji.
Dlaczego ta kara „działa”? Dlatego, że dziecko bardzo boi się odrzucenia, jest zależne od aprobaty rodzica i potrzebuje kontaktu z nim i jest w stanie wiele zrobić, żeby tego go nie stracić. A jednak… nie do końca działa. Najlepszym dowodem na nieskuteczność tej metody jest czas, po jakim trzeba ją stosować ponownie do podobnego lub nawet tego samego zachowania.
Jestem zdecydowaną przeciwniczką time-out i mam kilka poważnych argumentów przeciw tej metodzie:
- dziecko, które siedzi na jeżyku bądź stoi w kącie, rzadko odczuwa skruchę i chęć poprawy. Dużo częściej czuje się skrzywdzone i niezrozumiane. Zazwyczaj jest wściekłe na osobę, która je ukarała, a z drugiej strony bardzo boi się utraty relacji z tą osobą
- dzieci, które „robią coś źle”, nie robią tego dla przyjemności ani z chęci dokuczenia. Robią tak, ponieważ nie radzą sobie z emocjami, a także kiedy nie potrafią znaleźć innego sposobu na zaspokojenie swoich potrzeb. Jeżyk nie uczy samokontroli oraz radzenia sobie z trudnościami. Uczy za to tłumienia emocji i tego, że potrzeby dziecka są dla rodziców mało ważne, najważniejszy jest spokój. Zamiast budować zaufanie, sami je w ten sposób niszczymy
- bardzo często karny jeżyk używany jest w sposób zupełnie destrukcyjny: w celu ukarania dziecka za przeżywanie i okazywanie uczuć, które trudno nam zaakceptować. Dziecko najczęściej nie potrafi sobie z nimi poradzić i zaczyna zachowywać się coraz gorzej albo wręcz przeciwnie: zamyka się w sobie.
Druga, równie popularna metoda to nagroda w postaci naklejek, żetonów, punktów, uśmiechniętych buziek. Dziecko dostaje ją za to, że zrobiło coś pożądanego, a czasem po prostu za to, że było grzeczne. I ta metoda, choć jej stosowanie jest bardzo kuszące, ma bardzo wiele minusów.
- każda nagroda jest w pewnej perspektywy karą. Kiedy nagradzamy za coś dziecko, równocześnie dopuszczamy możliwość, że kiedyś tej nagrody może nie dostać. To wprowadza w nasze relacje element warunkowej akceptacji
- pragniemy, aby dzieci zachowywały się w określony sposób nie dlatego, że liczą na nagrodę, tylko dlatego, że cenią i rozumieją wartości, jakie za tym zachowaniem stoją. Nagradzanie dzieci pozbawia je wewnętrznej motywacji do robienia rzeczy, za które je nagradzamy, a czasem uniemożliwia jej rozwinięcie się.
- nalepki, słoneczka itp. bardzo często stosowane są też w miejscach, gdzie jest wiele dzieci, powodując zawsze rywalizację i poczucie porażki u tych, którym nie udaje się być najlepszymi. A zwłaszcza u tych, które są najgorsze
- równie częste jest odraczanie nagrody nawet u bardzo małych dzieci. Dziecko jest grzeczne w przedszkolu, to w domu dostaje w nagrodę słoneczko. Najczęściej jest przy tym tak, że dziecko już nie za dobrze pamięta, za co ta nagroda jest.
Stosowanie time-out i nalepek przypomina mi podawanie syropu na gorączkę dziecku, które ma zapalenie płuc. Zamiast znaleźć przyczynę zachowania dziecka, zajmujemy się najbardziej kłopotliwym objawem, który w dodatku często jest sposobem, w jaki dziecko radzi sobie z trudną dla siebie sytuacją.
W dodatku dzieci zaczynają wierzyć w to, czego dowiadują się od nas na swój temat. Zaczynają wierzyć, że są niegrzeczne i tak się zachowują.
Co więc zamiast tego?
- zamiast time-out polecam time-in czyli pielęgnowanie bliskich relacji z dzieckiem, wspieranie go w wyrażaniu swoich potrzeb, wzmacnianie go, bycie przy nim, gdy przeżywa silne emocje
- zamiast warunkowych nagród, gdy dziecko jest grzeczne, okazywanie mu zainteresowania, obdarzanie niewartościującą uwagą, spędzanie wspólnego czasu na co dzień.
Te sposoby nie dają może tak szybkich efektów, ale kiedy te efekty się już pojawią, są dużo bardziej trwałe.
Agnieszka Stein
Psycholog dziecięcy. Zajmuje się wspieraniem rodziców w ich wysiłkach wychowawczych i pomocą w kryzysowych sytuacjach. Prowadzi warsztaty umiejętności wychowawczych dla rodziców i wspiera profesjonalistów pracujących z dziećmi. Jest autorką książek z nurtu rodzicielstwa bliskości: „Dziecko z bliska” i „Dziecko z bliska idzie w świat”. Prywatnie jest mamą chłopca w wieku szkolnym.
Odwiedź stronę autorki/autora: http://agnieszkastein.pl/